San Lorenzo to "włoski" adres kulinarny, obecny od ponad dwudziestu lat na rynku warszawskich restauracji. Bywałem tam często, ale przyznaję, że pojawiało się tyle nowych włoskich kuchni, że. zapomniałem o Lorenzo. Poszedłem przypomnieć sobie zatem tę kuchnię. Jest to zupełnie inne miejsce niż lata temu, a jednocześnie takie same. Zmienił się wystrój, mający różne sekcje, od "ogródkowej" po eklektyczną. Odnaleźć można ciekawe rozwiązania aranżacji wnętrz (widzieliście kiedyś obrazy na suficie?) ale wszystko ze smakiem i w dobrym stylu. No to teraz kuchnia. Ogromne zaskoczenie: z pięciu różnych potraw, które wybrałem do degustacji nie było w zasadzie słabszej pozycji, każde danie miało swój smak i styl podania. Muszle świętego Jakuba nadziewane krewetkami  i mulami były mocnym początkiem. Podane w aksamitnym sosie beszamelowym układały się świetnie na podniebieniu jako doskonała zachęta do kontynuacji. Następnie spróbowałem pasty al. Ferretto z kremem z sera buratta, zaproponowanej spoza karty (warto zapytać), gdzie ręcznie robiony makaron w pikantnym sosie chilii zaostrzył mój smak i jeszcze wyżej podniósł poprzeczkę oczekiwań. W daniu głównym złamałem schemat i poprosiłem o filetowanego okonia zapiekanego w skorupie solnej. Jeśli nie przepadacie za rybami słodkowodnymi ze względu na ich specyficzny "mułowaty" smak, to po tym okoniu zmienicie zdanie. Ryba smakowała szlachetnie w towarzystwie grillowanych warzyw. Mięso rozpływało się dosłownie w ustach. Deser (a lewo się zmieścił) był już tylko rozpustą. Delikatnie migdałowe rurki z  ręcznie wyrabianego  ciasta, nadziewane kremem w opakowaniu  przełamanym smakiem świeżych owoców. Nie powinno się robić takich deserów, mają one bowiem właściwości uzależniające, jest to więc deser dla twardych charakterów, które będą sobie w stanie odmówić dokładki. Całą ucztę zakończyłem prawdziwym włoskim espresso. Wyrównany smak, pięknie ułożona crema pozwoliły się poczuć jak w Rzymie, Mediolanie czy Neapolu. Chcecie recenzji w jednym w skrócie? San Lorenzo jest moim skromnym zdaniem w top 3 włoskich restauracji w Warszawie. A jeśli będziecie mieli szczęście poznacie tam też uroczego i niezwykle skromnego Szefa Kuchni, Lucę Dolfi.

Na pierwszy ogień poszły apiekane muszle Św. Jakuba nadziewane krewetkami, mulami w lekkim sosie z nutą szafranu. Kolejne danie to makaron al Ferretto z kremem z sera buratta. Na danie główne labraks pieczony w soli morskiej i grillowana ośmiornica podana z serem buratta  i chili. Na deser, a ledwo się zmieśił  delikatnie migdałowe rurki nadziewane czekoladą w trzech smakach